środa, 15 października 2014

Rozdział 1


Violetta:
Dzień, jak każdy inny. Nie jeden człowiek by tak powiedział. Ale dla mnie ten dzień jest wyjątkowy. Jest nowym rozdziałem w moim życiu. Czymś co będzie miało wpływ na moje dalsze decyzje. To będzie postanowienie na całe życie. Jak tatuaż, który już mam. Moja decyzja brzmi następująco: NIE IDĘ NA STUDIA. Jak narazie tak postanowiłam. Ale mam na siebie plan. Idę do domu mody by tam pracować. Pewnie se myślicie na mopie będę tam pracować.  Nie, jako modelka! Prawdziwa modelka. Jak nazywa się dom mody? "Fratelli Verdas". Założony został przez: Edmunda, Edwarda, Eliota,Eltona i Eryka Verdasów. Niestety przez wypadek samochodowy ten zespół się rozpadł. W tej branży został tylko Edmund i Edward. Właściwie to dziwne mieli trzy siostry ale żadna modą się nie interesowała. Co dziwne mają inne upodobania. Jedna jest właścicielką toru do motocrossu, druga ma swoją szkołę tańca i śpiewu, a trzecia jest lekarzem dokładnie ginekologiem. Fajna rodzinka. Jestem właśnie pod tym domem mody. Jest okropnie wielki i ładny. Na wystawach stoją sukienki z nowych i starych kolekcji. Powoli otwieram drzwi i co widzę. Dużo przestrzeni, drzwi, okna i wielgaśne schody. Jedne drzwi się nagle otwierają i w nich zauważam sylwetkę jakiegoś chłopaka. Zauważam że chłopak ma na sobie rolki. Po chwili chłopak coś krzyczy i zaczyna szybko jechać w moją stronę na rolkach, jedzie dość szybko ale mnie nie widzi bo co chwila ogląda się za siebie. Gdy w końcu patrzy w dobrą stronę jego wyraz twarzy jest taki jakby chciał mi czytać w myślach, ale to nie jest to co mnie martwi. Martwi mnie to że chłopak WCALE NIE PRÓBUJE SIĘ ZATRZYMAĆ.
Po chwili chłopak wpada na mnie.

Leon:

-Francesca nie wiem czy to dobry pomysł- powiedział mój brat patrząć jak moja pokręcona siostra zapina rolki an nogach.
-Oj Marco, przecież to tylko zabawa- zaśmiała się Francesca- co się może stać. A więc taki jest układ:Marco- Cami,Andres- Lu,Naty- Maxi,Ja- Leon - Lara( koleżanka). Wszystko się zgadza. Ach skopie ci tyłek braciszku.
-Nie bądź taka pewna swojej wygranej Francesca. Non essere così sicuro(nie bądź tak pewna) - powiedziałem ustawiając się na starcie. Ustawiliśmy się na starcie. Francesca odlicza 3......2......1..START. Wszyscy zaczęliśmy uciekać lub gonić. W moim przypadku było to uciekanie, a Francesci i Lary gonienie mnie. Gdy wybiegłem z pokoju cały czas oglądałem się za siebie. W pewnym momencie przy wejściu zobaczyłem szatynkę. I coś mnie  zamurowało. Czułęm jak coś mi się dzieje, jest mi gorąco. Jest mi też zimno. Po chwili w swoim umyśle zobaczyłem szatynkę, każdy z nią związany moment. To niemożliwe że to już. Ocknąłem się i uświadomiłem sobie że leżę na nieznajomej. Pośpiesznie zeszyłem z niej i usiadłem obok. Usłyszałem jak moje rodzeństwo i Lara jedzie do mnie.
-Lea coś ty zrobił- krzyknęła Francesca siadająca obok dziewczyny która leży nieprzytomna.
-Mówiłem że to zły pomysł- Powiedział Marco stojący nad Francescą.
- A i tak wziąłeś w tym udział- krzyknęła Ludmiła.
- Przestańcie- krzyknęła mama- macie szczęście że nie ma taty. Co tu się stało??
- Nic nie wiemy. Lea nic nie mówi. Wiemy tyle że ta dziewczyna jest nieprzytomna- powiedziała Naty.
- Leon co się stało? - zapytała mama siadając obok mnie.
- To już- powiedziałem. I wszyscy na raz spojrzeli się na dziewczynę, a Lara zdjęła rolki ruciła je w kąt i wyszła z budynku.
-Leon czy ty mówisz na poważnie- zapytała Lu
- TO JUŻ SIĘ STAŁO- KRZYKNĄŁEM - JUŻ DLA TEGO NIE MA ODWROTU ROZUMIECIE, NIE MA. JEŚLI ONA TEGO NIE ZROZUMIE TO NIE WIEM CO JA ZROBIE.  - Leon spokojnie oswoimy ją z tym- powiedziała mama.
- Z czym? Z WPOJENIEM!!!











Hola! kochani szkoła życia nie daje. A rozdział jest. 
3 KOM= rozdział 2
SZANTAŻYK
ELSA.M
 

piątek, 22 sierpnia 2014

Prolog.

PROLOG

'' Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny;
Są one na kształt prochu zatlonego,
Co wystrzeliwszy gaśnie.'' -
William Szekspir

''Romeo i Julia" akt II scena VI

Cześć.

To było by na tyle jeśli  chodzi o mnie.

Nigdy specjalnie nie byłam wylewna czy rozmowna.

Możliwe że był taki okres w którym lubiłam gadać i się śmiać.

Możliwe że był.

Ludzie uznają mnie za dziwną.

A może to prawda?

Może i mają rację?

Hmm....

Ale co mnie to interesuje co oni o mnie myślą?

No nic ale żeby nie było przedstawię się.

Violetta Castillo,

lat 18(debilna odpowiedzialność i ta niby dorosłość),

moja pasja: muzyka, moda i czytanie,

w związku;  nie, kto by mnie chciał,

zawód: idę się starać  o pracę jako modelka i foto-modleka w domu mody w BA, moim rodzinnym mieście,  

nie mam rodziców.

To tyle, to cała ja.



Może to i dobrze.

Może to i źle, 

ale ja nienawidzę się.

Od kiedy odkryłem kim jestem.....

Nie przepraszam...

CZYM JESTEM.

Ten wierszyk chodzi mi po głowie codziennie.

Rano i wieczorem.

Każdy fajnie zapowiadający się dzień zaczyna się od niego.

I jeszcze ten cholerny tatuaż....

EEHHHH.....

Nienawidzę się. 

Przejdźmy do konkretów:

Leon William Verdas,

lat 19

pasja; motocros, muzyka,

w związku: nie

zawód; fotograf w domu mody mojego ojca i wujków w BA,

mam 7 rodzeństwa i jestem najmłodszy .

To tyle jeszcze się spotkamy...

Miejmy nadzieję że żywi......



Mam nadzieję że nie jest zły, długo nad nim pracowałam. Sorry za godzinę ale w nocy lepiej mi się pisze. Pozdrowienia.